Nie
spodziewałam się, że po takim czasie jeszcze tu wrócę, a jednak!
Życie
jest pełne niespodzianek i lubi zaskakiwać.
~*~
W
Los Angeles budził się kolejny dzień. Delikatne słońce wkradało się do pokoi
przez niedbale zaciągnięte zasłony. Na ulicach powoli wzmagał się ruch, choć
nie wybiła jeszcze godzina szczytu. Większość ludzi już się dokądś spieszyła,
mijając obojętnie kolejne ulice. Venise Hoffmann obserwowała to wszystko pustym
spojrzeniem. W dłoniach trzymała kubek małej latte, która prawie już wystygła.
Choć jej samopoczucie znacznie się poprawiło, to mimo wszystko nadal
pozostawiało wiele do życzenia. Owszem, dzielnie znosiła spotkania z Tomem i
coraz mniej płakała. To prawda, że powoli zaczynała akceptować całą sytuację, w
jakiej się znalazła. Jednak nadal najgorsze ze wszystkiego były wspomnienia. Ich wspomnienia, które przytłaczały ją z
każdej strony. Sprawiały, że gdy tylko pozwoliła im zawładnąć swoją głową, zaczynało
jej brakować tchu, a grunt osuwał się spod nóg. Mimo to, z każdym kolejnym
dniem coraz bardziej uświadamiała sobie, że to co było przecież nigdy nie
wróci. Musi żyć dalej, patrzeć w przyszłość, a nie w przeszłość i z dnia na
dzień składać swoją teraźniejszość. W końcu najlepiej wiedziała ile byłaby w
stanie wybaczyć Tomowi. I wiedziała, że nawet, gdyby chciał wrócić, gdyby
chciał ratować ich związek, to zdrady po prostu nie byłaby w stanie mu
wybaczyć. Nigdy.
Dlatego
po prawie trzech tygodniach spędzonych w hotelowym pokoju postanowiła wziąć się
za porządkowanie swojego życia. Życia bez jego
uśmiechu, bez jego pocałunków, bez jego obecności…
Pierwszym
krokiem w stronę stworzenia nowej teraźniejszości miało być wynajęcie
mieszkania. Nie miała zbyt dużo oszczędności, dlatego nie mogła sobie pozwolić
na nowoczesny apartament w najbardziej luksusowej dzielnicy. Znalazła jednak
przytulne mieszkanie za rozsądną cenę. Nie było duże – zaledwie salon z aneksem
kuchennym, sypialnia i łazienka. No i dość przestronny balkon, co było jego
ogromnym atutem. Ale znajdowało się w dobrej odległości od centrum, co
ostatecznie przesądziło o podpisaniu umowy.
Dzisiaj
miała odebrać klucze do mieszkania i przewieźć do niego swoje rzeczy, by móc
wreszcie opuścić hotelowy pokój. Ale oprócz tego czekało ją coś więcej. Coś
znacznie trudniejszego. Musiała znaleźć w sobie siłę, by wrócić do ich mieszkania i spakować wszystko co w
nim zostało. Wiedziała, że będzie to najtrudniejszy krok. Bo będzie oznaczał
definitywny koniec wszystkiego, w co do tej pory tak uparcie wierzyła. I co
miało trwać już zawsze. I może właśnie dlatego nie mogła dzisiaj spać. Bo
zbudziła się już o świcie czując ogromny ścisk w żołądku i dziwny wewnętrzny
niepokój. To stres dawał się we znaki. I utrzymywał się aż do tej pory.
Wzięła
w końcu głęboki wdech i odstawiła kubek zimnej już kawy na parapecie okna.
Podeszła do łóżka, zgarnęła z niego przygotowane wcześniej ubrania i weszła do
łazienki. Im szybciej będzie miała to wszystko za sobą tym lepiej.
~*~
Stanęła
przed tak dobrze znanymi jej drzwiami, które w ciągu ostatnich kilkunastu
miesięcy codziennie otwierała. Serce zabiło jej mocniej, gdy przekręciła klucz
i uchyliła je, niepewnie zaglądając do środka. Dokładnie pamiętała dzień, w
którym przekroczyła ten próg po raz pierwszy. Dziś miała to zrobić po raz
ostatni... Do tej pory ich mieszkanie
było już tylko jej i jego. Poczuła nieprzyjemny ucisk w
żołądku, gdy zrobiła krok do przodu i po cichu zamknęła za sobą drzwi, opierając
się o nie plecami. Od razu uderzyła w nią ta nieprzyjemna cisza i pustka,
której nigdy w tym mieszkaniu nie było. W ich
wspólnej przeszłości zawsze było radosne, czuć w nim było miłość i zaufanie.
Wszystkie wspomnienia uderzyły w nią ze zdwojoną siłą powodując, że na chwilę
zabrakło jej powietrza. Osunęła się po drzwiach, siadając na podłodze.
Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, a po chwili po całym wnętrzu rozniósł
się jej cichy szloch. Nie powstrzymywała go jednak. Wiedziała, że w tym miejscu
po prostu nie będzie potrafiła tego opanować. Bo jeszcze nigdy nie czuła się tu
tak smutna i opuszczona. To właśnie tu najlepiej rozumiała, jak bardzo
brakowało jej tego codziennego bałaganu, który on robił w jej życiu. W końcu do tej pory to za tymi drzwiami i w jego ramionach krył się jej cały świat.
Powoli
znalazła w sobie siłę, by stanąć na nogach i rozejrzeć się dookoła. Niby nic
się nie zmieniło, wszystko było na swoim miejscu. Wyglądało tak, jak w dniu, w
którym opuszczała je z walizką w ręku. Ale jednak czegoś jej brakowało… W holu
nie wisiała żadna męska kurtka, a pod ścianą nie stały porozrzucane sportowe
adidasy. Nie przywitało jej wesołe szczeknięcie i mocno merdający ogon,
obijający się o jej szczupłe nogi. Zrobiła kilka kroków w głąb mieszkania i
weszła do salonu. Natychmiast zauważyła brak sporej kolekcji płyt CD i DVD. O
ścianę nie stał oparty jego ukochany
Gibson, a na stoliku do kawy nie walały się kartki z nutami i aranżacjami
nowych piosenek, które w ostatnim tak pilnie przyswajał. Podeszła do drzwi
balkonowych i zauważyła na tarasie brak popielniczki, po brzegi wypełnionej
petami po Marlboro. Jego ulubionymi.
Powolnym krokiem przeszła do sypialni i usiadła na brzegu łóżka, przejeżdżając
dłonią po materiale tak dobrze znanej jej narzuty. Po jego stronie brakowało charakterystycznych wgnieceń, które zawsze
zostawiał, wylegując się po obiedzie, a które tak bardzo ją denerwowały. Na
szafce nocnej nie leżał męski zegarek, który sama pomagała wybierać, ani
najnowszy iPhone, którego identyczny model spoczywał w jej torebce. Na
komodzie, stojącej naprzeciwko łóżka, brakowało jednej ramki z ich wspólnym
zdjęciem. Swoją drogą ich ulubionym.
Podniosła się i przeszła do garderoby, rozglądając się po pustych półkach i
wieszakach, na których brakowało męskich koszul i T-shirtów, które tak bardzo
lubiła prasować. Na podłodze nie leżał żaden skórzany pasek, który wypadł z
szuflady, gdy w pośpiechu kompletował poranny zestaw ciuchów. Ale nie to
uderzyło ją najbardziej. Najbardziej zabolało ją to, że w tym mieszkaniu
zwyczajnie brakowało jego obecności. Tak
jakby w ogóle go tu nie było. Jedyne co z niego
pozostało to wspomnienia, które wypełniały każde pomieszczenie…
Zerknęła
na zegarek, wiszący na ścianie. Do przyjazdu Rosalie i Jasona – jej chłopaka,
którzy zaoferowali jej pomoc przy przeprowadzce, miała jeszcze kilka godzin.
Westchnęła cicho i sięgnęła ogromną walizkę, do której zaczęła pakować swoje
rzeczy. Starała się spakować każde ubranie, każdy przedmiot, by nigdy więcej
już tutaj nie wracać. Za dużo ją to kosztowało.
(…)
Późnym
popołudniem wszystkie swoje rzeczy miała już spakowane w podróżnych torbach,
workach i kartonach. Razem z Rose i Jasonem pozanosiła bagaże do samochodu
chłopaka. Z ostatnim kartonem w ręku stanęła w holu mieszkania i po raz ostatni
rozejrzała się po jego wnętrzu, jakby chciała zapamiętać każdy, nawet
najmniejszy szczegół, który przecież i tak doskonale znała. Westchnęła cicho i
przymknęła powieki. Wiedziała, że nie będzie łatwo, ale sądziła, że jest już na
tyle silna, by uporać się ze wspomnieniami i zacząć żyć nowym życiem. Ale chyba
się myliła… Wciąż była tak samo słaba. Podświadomie cały czas potrzebowała jego obecności i bliskości, choć
wiedziała jak bardzo ją to niszczy. Ale wiedziała też, że to już nigdy nie
nastąpi… Z wielkim bólem w sercu odwróciła się na pięcie i wyszła z mieszkania,
szybko zamykając za sobą drzwi. Za nimi zostawiła ich wspólną przeszłość, którą musiała oddzielić grubą kreską.
Inaczej nigdy nie uwolni się od tego co było…
~*~
Venise siedziała już na podłodze
swojego nowego mieszkania, z plecami opartymi o pustą ścianę. Nie miała jeszcze
sofy, na której mogłaby usiąść, ani telewizora, który zagłuszyłby panującą
dookoła ciszę. Jedyne dźwięki panujące w mieszkaniu dochodziły z ulicy, gdzie
wciąż panował ruch, choć był już wieczór. Jednak LA nigdy nie śpi.
Blondynka
przechyliła w połowie już pustą butelkę czerwonego wina i upiła z niej kilka
łyków. Nie chciała się upijać, ale alkohol powodował, że była bardziej
rozluźniona i nie czuła się taka samotna. Rosalie zaproponowała jej wprawdzie,
że zostanie na noc, ale Ven nie chciała jej nadmiernie wykorzystywać. W
ostatnich tygodniach i tak poświęcała jej bardzo dużo czasu i była praktycznie
na każde jej zawołanie. A Rose miała przecież swoje życie i swój związek, o
który powinna dbać. I tak uważała, że ma u Jasona ogromny dług wdzięczności za
to, że tak cierpliwie znosił to, że jego dziewczyna nie miała dla niego
ostatnio zbyt wiele czasu. W końcu nie każdy facet byłby tak wyrozumiały. Poza
tym Venise zrozumiała, że z pewnymi sprawami musi poradzić sobie sama. Bo mimo
szczerych chęci nikt nie jest w stanie zrobić tego za nią. Przede wszystkim
musiała przyzwyczaić się do samotnych wieczorów, które teraz miały być jej
codziennością. Oczywiście wiadomo, że do tej pory również bywały wieczory,
które spędzała w pojedynkę. A zdarzało się to głównie wtedy, gdy bliźniaków
nachodziła wena twórcza i do późnych godzin nocnych siedzieli w studio, tworząc
nowe piosenki. Ale wtedy zawsze miała świadomość, że ma na kogo czekać, a rano
nie obudzi się w łóżku sama. Teraz miało być inaczej.
Gdy butelka była już pusta,
blondynka podniosła się z podłogi i wyrzuciła ją do kosza. Następnie poszła do
łazienki i wzięła szybką kąpiel. Później dokładnie wytarła ciało ręcznikiem,
włożyła piżamę i przeszła do sypialni. W pomieszczeniu czekał na nią jedynie na
szybko napompowany materac. Dziewczyna westchnęła cicho i ułożyła się pod
kołdrą, zamykając oczy. Próbowała oczyścić głowę ze zbędnych myśli i wspomnień,
które co noc powodowały jej problemy ze snem. Bo to noc jest najlepszą porą na
przemyślenia. To ciemność prowizorycznie sprawia, że jesteśmy niewidzialni i
możemy obnażać się ze swoich problemów i słabości. Możemy przestać udawać, że
jesteśmy silni i niewzruszeni, i zwyczajnie okazać swoją kruchość. Noc to także
idealny czas by obiektywnie spojrzeć na swoje życie. I dokładnie się nad nim
zastanowić.
Tym
razem jednak Venise była tak zmęczona, zarówno psychicznie jak i fizycznie, że po
kilku minutach zasnęła.
~*~
Ostatnie dni nie były dla Toma
idealne, ale były coraz łatwiejsze i spokojniejsze, choć jego kontakty z Venise
nadal pozostawiały wiele do życzenia. Praktycznie codziennie widywał się z nią
w studio, bo mimo, że ich najnowsza płyta była całkowicie skończona i teraz
czekali tylko na jej premierę, to nadal mieli trochę pracy związanej z jej
promocją i planowaniem trasy koncertowej. Właściwie liczył na to, że dzięki
wspólnym zajęciom i dążeniu do tego samego celu, szybko uda im się sprowadzić
ich relacje do tych koleżeńskich. Niestety bardzo się mylił. Ven najczęściej
zwyczajnie go ignorowała, a odzywała się do niego tylko wtedy, gdy było to
naprawdę konieczne i oczywiście dotyczyło ich kariery. Od momentu ich pierwszego
spotkania po rozstaniu, ani razu nie zaszczyciła go nawet najkrótszym
spojrzeniem, choć dałby sobie rękę uciąć, że gdy tylko nie patrzył, czuł na
sobie jej wzrok. Przez ich kontakty atmosfera była bardzo napięta, co odczuwała
cała ekipa, ale nikt nie miał na tyle odwagi, żeby w jakiś sposób to
skomentować. Po prostu wszyscy starali się to tolerować i zaakceptować trudne
warunki, w jakich przyszło im pracować. Tom starał się to zmienić. Robił to z
myślą o współpracownikach, ale głównie chciał zrobić to dla siebie. W końcu to,
że miłość się między nimi skończyła, wcale nie oznaczało, że Venise przestała
być mu bliska. Próbował więc nawiązać z nią jakikolwiek kontakt i naprawić ich
relacje. Miał nadzieję, że może przy okazji dowie się co u niej. Jednak
bezskutecznie. Na bliższe kontakty było chyba po prostu za wcześnie. Tylko od
Billa mógł otrzymać informacje o tym, co się u niej dzieje. To brat powiedział
mu, że wynajęła mieszkanie, że nadal będzie z nimi pracować i że całkiem nieźle
sobie radzi. Ucieszył się z tego, bo dzięki takim informacjom mógł być
spokojniejszy i mógł optymistycznie patrzeć w przyszłość.
Dzisiejszy
dzień rozpoczął się dla niego wyjątkowo udanie. Wstał wyspany, zdążył nawet
zjeść śniadanie, a później, razem z Billem, Georgiem i Gustavem, którzy
zatrzymali się u nich na czas swojego pobytu w LA, pojechali do studia na wspólną
próbę. Po raz pierwszy ani razu się nie pomylił, co wprawiło go w doskonały
humor. Do tej pory, a już zwłaszcza w ciągu ostatnich tygodni, ciągle było coś
nie tak. Zaczynał dobrze, ale mała chwila dekoncentracji wystarczyła, by zagrał
nie ten dźwięk co powinien. Producenci szaleli, Bill fukał na niego jak
rozjuszony byk, a on sam tylko wzruszał ramionami i zaczynał grać od nowa.
Tłumaczył wszystkim, a przede wszystkim sobie, że to przecież nowy materiał i
ma prawo jeszcze się mylić. W końcu lepiej popełniać błędy teraz niż w trakcie
występów. Ale tak naprawdę wiedział, że dopóki nie uporządkuje swojego życia i
nie zakończy raz na zawsze etapu związanego z Venise, to nigdy nie osiągnie
wewnętrznego spokoju. Dzisiejszy dzień dał mu nadzieję, że ten ciężki okres ma
już za sobą.
Po skończonej próbie wsiedli z Billem
do białego Range Rovera i ruszyli do domu. Gustav i Georg musieli zostać
dłużej, bo za kilka dni mieli wracać do Niemiec, więc producenci chcieli jak
najbardziej wykorzystać ich obecność.
W
LA rozpoczynały się godziny szczytu, więc bliźniaków czekała długa przeprawa.
Nie zapowiadała się jednak najlepiej. Od początku trasy zapanowało między nimi
dziwne napięcie, co nie podobało się Tomowi. Nie miał ochoty psuć sobie humoru,
a instynktownie czuł jaki temat chce poruszyć blondyn. Dlatego, gdy tylko Bill
otworzył usta, gitarzysta natychmiast mu przerwał.
- Jeśli chcesz prawić mi kolejne
morały, to możesz sobie darować. Znam je już chyba na pamięć.- prychnął, nie
zaszczycając brata spojrzeniem.
- Wcale nie chcę cię umoralniać. W
końcu nic nie wiem o związkach i znam je tylko w teorii, więc nie mam prawa
zabierać głosu w sprawie, o której nie mam bladego pojęcia.- ton głosu Billa
był oschły i sarkastyczny.
Tom zagryzł wargę i westchnął cicho.
Jakiś tydzień temu, podczas kolejnego wykładu Billa na temat uczuć, związku i
tego, co powinien zrobić, nie wytrzymał. Po prostu nie wytrzymał… Puściły mu
nerwy i właśnie wtedy wykrzyczał bratu, że nie ma prawa wtrącać się w jego
życie i wypowiadać na tematy, o których nie ma pojęcia. Wiedział, że to go
zaboli. Jako jego bliźniak i najlepszy przyjaciel zdawał sobie sprawę jak
bardzo Bill cierpi z powodu samotności i braku bliskości drugiej osoby. Jak
bardzo zależy mu na znalezieniu drugiej połówki. Doskonale wiedział, że gdyby
tylko wokalista znalazł odpowiednią osobę, byłby idealnym partnerem. Czułym,
opiekuńczym, potrafiącym wysłuchać i rozpieszczać. Dlatego tym bardziej
powinien ugryźć się w język i zakończyć ten temat w inny sposób. Ale niestety
dał się ponieść emocjom. A gdy zrozumiał jak bardzo zranił Billa, było już za
późno, żeby to odkręcić. Oczywiście od razu go przepraszał, tłumaczył, że wcale
nie chciał tego powiedzieć. I chociaż wokalista przyjął przeprosiny, to mimo
wszystko na kilka dni ich stosunki się ochłodziły. Od tamtej pory nie poruszali
tematu Toma i Venise. Tak dla bezpieczeństwa. Dlatego gitarzysta tym bardziej
nie miał ochoty wracać do sprawy, która była tak drażliwa i w ostatnim czasie
doprowadzała między nimi do nieporozumień. Ponadto miał naprawdę dobry dzień, a
wiedział, że rozmowa na temat jego niedawno zakończonego związku może szybko mu
go popsuć. Tom po raz kolejny wziął głęboki wdech i zatrzymał się na czerwonym
świetle, mając okazję przepraszająco spojrzeć na brata.
- Dobrze wiesz, że nie chciałem
wtedy tego powiedzieć. I będę przepraszał cię za to tyle razy, ile tylko będzie
trzeba. Bylebyś w końcu mi wybaczył.- odezwał się niepewnie.
- Nie mam do ciebie żalu.
Naprawdę.-westchnął Bill.- W sumie sam sobie na to zasłużyłem, bo powinienem
domyślić się, że codzienne wysłuchiwanie moich wywodów nie należy do
najprzyjemniejszych czynności.
- To nieprawda, nie zasłużyłeś na
to.- odpowiedział Tom i ruszył w dalszą drogę.- Dobrze wiem, że chcesz pomóc,
doradzić i bardzo to cenię. Ale nie chcę się więcej kłócić.
- Ja też nie.- stwierdził blondyn.
Powiedział to bardzo stanowczo, bo jednego w życiu mógł być pewny: nie chciał
poróżnić się z bratem.- Dlatego chcę ci powiedzieć, że nie będę cię więcej
namawiał, żebyś wrócił do Ven.- kontynuował.- W końcu to twoje życie i masz
prawo z nim robić to co chcesz. Moje zdanie już i tak znasz. I ono się nie
zmieni. A jeśli będziesz potrzebował rady lub po prostu pogadać to wal. Wiesz,
że zawsze służę pomocą.
- Wiem. I dziękuję.- odrzekł Tom i
szeroko uśmiechnął się do brata, który to odwzajemnił.
Cieszył się, że w końcu wszystko
sobie wyjaśnili. I że Bill wreszcie zrozumiał, że jego decyzja jest ostateczna
i się nie zmieni. Owszem, z początku naszły go wątpliwości czy postąpił
słusznie. Godzinami zastanawiał się czy jego wybór nie był zbyt pochopny. W
końcu przekreślenie dwóch lat dotychczasowego życia dawało do myślenia. Ale
zawsze dochodził do tego samego wniosku – skoro pragnął i potrzebował wolności,
skoro tęsknił za niezależnością i brakiem zobowiązań, to nie mógł postąpić w
inny sposób. Inaczej oszukiwałby wszystkich wokół, a przede wszystkim siebie,
że jego życie mu odpowiada, że wszystko jest w porządku i niczego mu nie
brakuje. Teraz, choć także jest w związku, to wszystko wygląda zupełnie
inaczej. Ma swoją upragnioną swobodę, może robić co chce i nikomu nie musi się
z tego tłumaczyć. I z każdym kolejnym dniem coraz bardziej zaczynał to sobie
cenić.
Gdy dojechali pod dom, wysiedli z
samochodu, ale tylko Bill ruszył w stronę drzwi. Odwrócił się do brata,
posyłając mu pytające spojrzenie.
- Muszę wykonać jeden telefon. Zaraz
przyjdę.- wytłumaczył Tom.
Bill tylko kiwnął twierdząco głową i
wszedł do posesji, zamykając za sobą drzwi. Gitarzysta od razu wyciągnął
telefon i wybrał dobrze mu już znany numer. Plecami oparł się o auto, a po
kilku sygnałach, w komórce, odezwał się znajomy głos.
- Cześć mała. Stęskniłem się.-
powiedział uwodzicielsko, a na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech.- …
To dobrze. Wpadniesz wieczorem? … W takim razie będę czekał.
Po chwili rozmowy rozłączył się i
schował telefon do kieszeni. Ruszył w stronę domu, a uśmiech nie schodził mu z
twarzy na myśl o zaplanowanym wieczorze.
~*~
Blondynce z bezsilności opadły ręce
i po raz kolejny sięgnęła po instrukcję montażu leżącą na podłodze, dokładnie
przyglądając się obrazkom ilustrującym, podobno banalne, złożenie komody, którą
niedawno kupiła. Miała już dość życia „na walizkach” i spania na materacu, z
którego co noc uchodziło powietrze, dlatego, choć Jost nie był tym zachwycony,
wzięła dzień wolny i od samego rana próbowała poskręcać kupione przez siebie
łóżko, szafy i różnego rodzaju szafki. Wokół niej leżały porozrzucane narzędzia,
deski i śrubki, które jej zdaniem nie pasowały do żadnego z elementów. Po kilku
nieudanych próbach przykręcenia deski do deski, z powodu nieutrzymania
idealnego kąta prostego, postanowiła się poddać. Brakowało jej rąk do pracy i
wiedziała, że potrzebuje pomocy. Niestety Rose i Jason byli cały dzień w pracy
i mogli jej pomóc dopiero późnym popołudniem. A we trójkę i tak nie poradzą
sobie z wszystkimi pracami tak szybko, jakby sobie tego życzyła. Wzięła więc do
ręki swój telefon i wybrała numer do przyjaciela.
- Słucham?- po kilku sygnałach
usłyszała jego radosny głos.
- Bill, musisz mi pomóc.
- Co się dzieje?- po jego głosie
można było poznać, że jest zaniepokojony.
- Jesteś facetem, prawda?
- Co to za pytanie?- chłopak
parsknął śmiechem, prawie się nim dławiąc.- Mam nadzieję, że odpowiedź jest
oczywista.- dodał, gdy już doszedł do siebie.
- W takim razie jesteś mi potrzebny.
Potrzebuję męskiej ręki do pomocy przy skręceniu kilku szafeczek.- powiedziała
szybko, błagalnym, przymilnym głosem.
-
Ja do skręcania szafek? No chyba sobie żartujesz.
-
Proooszę. Jesteś moją ostatnią deską ratunku.- wyszeptała, niemal łamiącym się
głosem. Oczywiście to była taka mała gra z jej strony. Brak poskładanych mebli
nie doprowadzał jej do łez, ale wiedziała, że na Kaulitza po prostu to
zadziała. Był typem człowieka, który nie potrafił pozostawić najbliższych
samych z ich problemami.
-
Kiedy?- spytał zrezygnowany. Jej taktyka przyniosła oczekiwany efekt.
-
Teraz?- odpowiedziała niepewnie, zaciskając przy tym powieki i zęby. Zawsze tak
robiła, gdy bała się czyjejś reakcji, albo wiedziała, że jej odpowiedź nie
przypadnie rozmówcy do gustu. Nauczyła się tego już w dzieciństwie. Tyle, że
wtedy jeszcze wierzyła, że dzięki temu jest mniej widzialna.
Po drugiej stronie słuchawki
zapanowała głucha cisza. Udało jej się poznać Billa na tyle dobrze, że
wiedziała, że nie należy on do osób rwących się do pracy, a jakiekolwiek
obowiązki domowe są znienawidzonymi przez niego zajęciami. Dodatkowo ma do nich
dwie lewe ręce. Ponadto oczekiwanie od niego czegoś „na już” groziło śmiercią. Dosłownie.
Bo nie lubił być ponaglany i stawiany przed faktem dokonanym. Zawsze chciał
mieć nad wszystkim kontrolę i możliwość postawienia na swoim. Jednak tym razem
dziewczyna nie miała wyjścia i musiała zaryzykować. Była zdesperowana i
bezsilna, a nie chciała, by kilka desek ją pokonało i popsuło jej determinację.
Uchyliła więc jedną powiekę i rozluźniła zaciśnięte zęby.
- Możesz zabrać Georga i Gustava i
przyjechać z nimi. Może też będą chcieli być super bohaterami i pomóc kobiecie
w potrzebie.- zaśmiała się cicho mając nadzieję, że jakoś uda jej się rozluźnić
atmosferę.- W końcu co cztery głowy to nie jedna.
- Dobra, przekonałaś mnie.-
usłyszała po chwili, więc w geście triumfu zacisnęła dłoń w pięść.- Chłopaki są
jeszcze w studiu, ale zaraz zadzwonię do nich i postaram się ich pogonić.-
dodał i cmoknął jej w słuchawkę, kończąc rozmowę.
Blondynka odłożyła telefon i z
radości rzuciła się na zafoliowaną jeszcze sofę. Natychmiast tego pożałowała,
bo śliskie tworzywo momentalnie przykleiło się do jej ciała. Rozzłoszczona
podniosła się z kanapy i zerwała z niej całą folię. Czarna rogówka idealnie
prezentowała się na tle jasnych paneli. Ale wciąż jej czegoś brakowało. Ven
minęła sofę i podeszła do kartonu, w którym zapakowane leżały czarne, białe i
czerwone poduszki. Ułożyła je naprzemiennie na czarnym materiale i z radością
klasnęła w dłonie.
„No, teraz wygląda znacznie lepiej”
pomyślała i rozejrzała się po pomieszczeniu.
Reszta
wnętrza nie wyglądała już tak idealnie. Panował w nim istny armagedon. Dlatego
doszła do wniosku, że musi troszkę tu ogarnąć zanim zacznie przyjmować gości.
Na początku zabrała się za ustawienie stołu w odpowiednim miejscu. Wymyśliła,
że postawi go w przejściu między kuchnią a salonem. Pasował tam idealnie. A gdy
już poradziła sobie z jego ustawieniem, z kuchni przyniosła ścierkę i przetarła
nią biały blat, a na koniec ustawiła przy nim czerwone krzesła. Zrobiła kilka
kroków w tył i podziwiała efekt. Stół idealnie komponował się z białymi,
kuchennymi meblami, a czerwone krzesła perfekcyjnie ożywiały wnętrze.
Z
podłogi podniosła niedbale rzuconą folię i zapakowała ją do wielkiego worka na
śmieci. Wszystkie śrubki i deski poukładała na odpowiednich gromadkach, żeby
nic się nie zgubiło. Z szafy wyciągnęła deskę do prasowania i żelazko, żeby
przygotować firanki i zasłonki do ich zawieszenia. Bardzo dużo czasu zajęło jej
doprowadzenie ich do odpowiedniego stanu, bo w torbie, w której znajdowały się
od dnia ich zakupu, strasznie się pogniotły. Gdy wreszcie jednak udało jej się
idealnie je wyprasować, zabrała się za ich wieszanie. Nie rozumiała, dlaczego
coraz więcej ludzi rezygnuje z tego elementu wystroju. Weszła dziwna moda
pozostawiania pustych okien. Jej zdaniem firanki dodawały mieszkaniu ciepła i
rodzinnej atmosfery. Bez nich czuła się skrępowana i miała wrażenie, że wszyscy
widzą co robi. A w swoim mieszkaniu chciała czuć się swobodnie.
Gdy
ostatnia żabka została zapięta na materiale zasłonki, po wnętrzu rozniósł się
dźwięk dzwonka. Venise zeszła z krzesła, szybko odstawiła je na miejsce i
podeszła do drzwi, otwierając je szeroko.
-
Jesteśmy!- krzyknął Bill i cała trójka weszła do środka, a mijając Ven, każdy z
chłopaków przywitał ją szybkim buziakiem w policzek. Dziewczyna zauważyła, że
przynieśli ze sobą torby pełne zakupów, więc rzuciła w stronę przyjaciół
pytające spojrzenie.
-
Nie możesz mieszkać w tym mieszkaniu, nie robiąc porządnej parapetówki, więc…-
zaczął Gustav, ale Georg szybko wszedł mu w słowo.
-
Więc kupiliśmy co trzeba i możemy się bawić!- krzyknął entuzjastycznie, kładąc
torby na kuchennym blacie.- Ale najpierw obowiązki! Od czego mamy zacząć?-
Venise tylko się zaśmiała i wskazała chłopakom elementy potrzebne do złożenia
wszystkich mebli. Georg chwycił w ręce instrukcje i mianował się szefem ekipy
remontowej.- Kochana, idź do kuchni i przygotuj nam coś dobrego na wieczór.-
zaproponował Geo, biorąc się do pracy.- I o nic się nie martw. My się tu
wszystkim zajmiemy.
-
Wszystko mamy pod kontrolą.- dodał Gus, biorąc do ręki pierwsze fragmenty
czegoś, co w przyszłości miało być komodą.
Bill
tylko wzruszył ramionami i nie bardzo orientując się w sytuacji, dołączył do
przyjaciół.
Blondynka
posłusznie oddaliła się do kuchni, nie chcąc chłopakom przeszkadzać. Nie była
do końca pewna, co wyniknie z ich pracy, ale tak czy inaczej efekt będzie na
pewno lepszy, niż miałaby robić to sama.
Zajrzała
do reklamówek przyniesionych przez gości i cicho się zaśmiała. W większości
znajdował się alkohol, głównie wódka, ale także uwielbiana przez chłopaków
cola, Red Bulle i chipsy. Na szczęście kupili też trochę bardziej wartościowych
produktów, więc od razu zabrała się za przyrządzanie przystawek, nadających się
na imprezę.
(…)
Był
już wieczór, a wszystkie przekąski były właściwie gotowe. Razem z Rosalie,
która dołączyła do nich z Jasonem, przygotowanie wszystkiego zajęło o wiele
mniej czasu. Venise miała także wrażenie, że odkąd Jas przyszedł chłopakom z
pomocą, praca poszła jak burza. Z ust przyjaciół coraz rzadziej słyszała
siarczyste „no kurwa!”, „ała!”, albo „to nie tak!”. Gdy z
ciekawości wyglądała zza ściany, żeby zerknąć jak im idzie, była pod wrażeniem.
Chłopaki wyglądali na bardzo skupionych i całkowicie pochłoniętych pracą.
W
momencie, w którym Ven postawiła na stole ostatni talerz Bill krzyknął:
-
Gotowe!
-
Wreszcie skończone!
-
Ale jesteśmy genialni!
-
Co cztery głowy to nie jedna!- dodała reszta, przekrzykując jeden drugiego.
-
Dziękuję chłopaki, jesteście niezastąpieni.- odpowiedziała Ven, podziwiając
efekty ich pracy. Wszystko było idealnie poskręcane i gotowe do użytku.- Gdyby
nie wy, pewnie nigdy bym sobie z tym nie poradziła.
-
Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć.- powiedział Bill, a reszta to
potwierdziła. Objął przyjaciółkę ramieniem, a ona położyła głowę na jego ramieniu.
Cieszyła się, że ma ich wszystkich. Że ją wspierają i dają mnóstwo energii i
siły, choć tak naprawdę nie robią nic nadzwyczajnego. Po prostu są, a to w
przyjaźni jest najważniejsze.
-
To teraz możemy wznieść pierwszy toast.- Rose podniosła jeden z kieliszków,
które Jason dopiero co napełnił, a reszta zrobiła to samo.- Za ciebie Ven. Za
twoje nowe mieszkanie, za nowe życie, za lepsze jutro.
„Już jest lepsze” Venise dopowiedziała w myślach i wypiła
zawartość kieliszka.
Życie nie polega na czekaniu, aż
wszystkie burze przeminą.
Chodzi o to, żeby nauczyć się tańczyć w
deszczu.
Kochana! Można powiedzieć, że zajrzałam do Ciebie w podziękowaniu za twoją wizytę u mnie i... Ani trochę się nie zawiodłam! Martwi mnie jedynie fakt, że nie było Cię długo; mam nadzieję, że teraz już zostaniesz, bo ja z Tobą zostaję! Podoba mi się to, z jaką lekkością czyta się twoje opowiadanie. Zdążyłam uronić kilka (może nawet więcej, niż kilka) łez i z niecierpliwością czekam, jak to wszystko potoczyły się dalej.
OdpowiedzUsuńP.S. Nie lubię Alexis :D
P.S. 2 Mam nadzieję, że Tom się opamięta i dostrzeże ile stracił.
Buziaki!
Cieszę się, że poświęciłaś swój czas, żeby tu zajrzeć. Dziękuję :) rzeczywiście długo mnie nie było, ale teraz nie planuję już takich przerw.
UsuńCo do Toma, to nie będę nic zdradzać ;) z czasem wszystko się okaże.
Pozdrawiam! :)
Wróciłaś! Ale cudownie.
OdpowiedzUsuńO rety, Bill tutaj jest tak cudownym człowiekiem, że chętnie bym Ci go skradła (choć jeszcze nie wiem jak) i zamknęła u siebie w szafie! Przeuroczy i wprowadza dużo dobrej atmosfery, co mi się najbardziej chyba w nim podoba. Fajny koniec rozdziału - bardzo napawa optymizmem i dobrze czytać o Ven uśmiechniętej i zadowolonej :)
Kurczę, zastanawia mnie ten Tom. Świetnie, pragnie wolności i życia bez zobowiązań, ale jak długo będzie mu się to podobało? Och, co za głupek, że zostawił taką fajną dziewczynę! No, do rzeczy, w każdym razie mam nadzieję, że ich drogi jeszcze się skrzyżują (nie tylko w studio, gdzie Ven będzie go ignorować)! I ciekawa jestem, co tam wymyśliłaś Tomowi.
Nie znikaj już, wracaj za to szybko z kolejnym rozdziałem! :)
Jak miło Cię tu widzieć! :) cieszę się, że jeszcze jest tu któraś z dawnych czytelniczek. Wywołałaś u mnie mega szeroki uśmiech!
UsuńJeśli chodzi o Billa, to muszę przyznać, że sama go uwielbiam, haha! Zawsze wyobrażałam go sobie jako cudownego przyjaciela i mega pozytywną osobę i chciałam, żeby w moim opowiadaniu właśnie taki był. Cieszę się, że tak właśnie jest odbierany :) co do Toma to oczywiście nie będę nic zdradzać, ale mam na niego parę pomysłów.
Znikać tym razem już nie zamierzam, a nowy rozdział się pisze ;) pozdrawiam!
Lekkie i przyjemne pióro, które powoduje, że czytelnik nie czuję presji czytania oraz przejrzysty i schludny szablon. Same plusy tutaj widzę, a co za tym idzie, że mam ochotę tutaj wrócić :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się wykreowana przez Ciebie główna bohaterka. Super, że mimo tylu przeżyć ma na kogo liczyć i nie jest sama. Takich przyjaciół to tylko ze świecą szukać! :)
Czekam na ciąg dalszy i życzę dużo weny!
Bardzo dziękuję! :) takie słowa niesamowicie motywują! Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńO jej jak dobrze, że wróciłaś, bo zaintrygowała mnie historia Ven i Toma. Jak czytam imię Alexis to mam ochotę jej wydrapać oczy ;) Ven jest taka krucha i tak strasznie mi jej żal, że spotkało ją coś takiego, a samo spotykanie byłego faceta w pracy nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy. Liczę, że jednak Tom się opamięta i będzie chciał wrócić do Venice, a ona mu wtedy pokaże :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dużo weny <3
Claudia
Niezmiernie się cieszę, że po takim czasie wróciłaś tu razem ze mną! Dzięki temu mam w sobie jeszcze więcej mobilizacji ;)
UsuńJeśli chodzi o fabułę to nie będę nic zdradzać, ale na pewno postaram się, żeby coś się działo!
Również pozdrawiam! :)
To cudowne, że cała trójka (a zwłaszcza Bill) nie odwrócili się od Ven po rozstaniu z Tomem. Nie solidaryzują się z nim, a Bill nawet próbował go nakłonić do zmiany decyzji. Może to oznaczać tylko tyle, że Venise jest dobrą kobietą, a oni są prawdziwymi przyjaciółmi. :) Każdy chciałby takich mieć. Jeden telefon, a już wszyscy są. Super!
OdpowiedzUsuńMuszę to napisać... Twój Tom jest beznadziejny. Owszem, czytałam wiele opowiadań, w których może nie był do końca idealny, ale tutaj to już przesada. Cholera, zmarnował dziewczynie dwa lata życia, zapewniając o miłości i nagle mu się zachciało swobody! Nie mogę tego przetrawić. Jeszcze chce mieć dobre relacje z Venise. No, na pewno, będą się przyjaźnić i spotykać we trójkę z jego nową dziewczyną :') Serio, Tom?! Och, ciśnienie mi podskoczyło. Że też przyszło Ci do głowy przedstawiać go w takim świetle. Toż to ideał sam w sobie <3 Hah! :D
Cieszę się, że jesteś. Nie znikaj na tak długo, bo jestem bardzo ciekawa rozwoju wydarzeń. I właściwie już się niecierpliwię na kolejny rozdział. :)
Buziak!
Nie wiedziałam, że Tom jest aż tak źle odbierany. Aż mam wyrzuty sumienia, haha! Postaram się coś z tym zrobić i może uda Ci się go polubić ;)
UsuńJa też bardzo się cieszę, że nadal tu jesteś. I rozumiem, że studia są najważniejsze i zabierają większość czasu. Zwłaszcza, że teraz czas juwenaliów :D a nowy rozdział już się pisze!
Ściskam!
PS. Przepraszam, że jestem dopiero teraz, ale... praca licencjacka ponad wszystko! :D
OdpowiedzUsuń