Witajcie!
Bardzo
dziękuję za tak pozytywne komentarze, które naprawdę cieszą i sprawiają, że aż
chce się pisać wiedząc, że jest dla kogo. Pamiętajcie tylko, że konstruktywna
krytyka też istnieje! ;)
I
od razu przepraszam Was, że odcinki w najbliższym czasie będą pojawiały się w
dość sporych odstępach, ale mam teraz tyle spraw na głowie, że nie wiem w co
ręce włożyć.
A
teraz zapraszam na rozdział 2 :)
~*~
Od
feralnego przedpołudnia minęło już kilka dni. Przez cały ten czas dziewczyna
przebywała w swoim hotelowym pokoju, nie opuszczając go nawet na moment.
Jeszcze tego samego dnia, w którym się w nim zameldowała, wysłała dwie krótkie
wiadomości sms: jedną do przyjaciółki, powiadamiając ją w skrócie co się stało
i gdzie się zatrzymała oraz drugą do Davida Josta, głównego menadżera i
producenta zespołu, informując go, że bierze kilkudniowy urlop. Wiedziała, że
może sobie na to pozwolić, bo w nadchodzącym tygodniu nie mieli zaplanowanych
żadnych ważnych spotkań i nie goniły ich terminy. Przynajmniej na razie.
Zresztą nawet, gdyby tak nie było, miała to po prostu w nosie. Musiała
odpocząć, pozbierać myśli i przynajmniej w minimalnym stopniu spróbować poukładać
swoje rozsypane życie.
Gdy
otrzymała potwierdzenie dostarczenia wiadomości, natychmiast wyłączyła telefon.
Nie chciała współczucia, ani słów pocieszenia. Nie miała również siły na
tłumaczenie każdemu z osobna jak się czuje i jak daje sobie z tym wszystkim
radę. Bo tak właściwie to nic nie czuła. I nie dawała sobie rady. Była jak
zagubione dziecko – bezbronna, samotna, przestraszona. Nie wiedziała czego ma
się spodziewać i czego może jeszcze oczekiwać od losu. A ten obchodził się z
nią wyjątkowo surowo.
Jedyną
osobą, której obecność mogła zaakceptować i wręcz była jej potrzebna, żeby
przetrwać, była jej przyjaciółka – Rosalie. Z nią mogła porozmawiać o
wszystkim. Mogła jej powierzyć każdy, nawet najbardziej intymny sekret. I miała
pewność, że nikt więcej nigdy się o tym nie dowie. Mogła też po prostu
posiedzieć z nią w ciszy i wypłakać się w ramię. Bo Rose nigdy nie zadawała
zbędnych pytań. Po prostu wiedziała, że gdy Venise będzie gotowa, sama jej
wszystko opowie.
Te
kilka dni spędzonych w towarzystwie przyjaciółki, która wręcz wprowadziła się
do hotelowego pokoju blondynki, zdecydowanie postawiły ją na nogi. Choć z
początku z jej ust nie padały inne słowa, jak tylko zapewnienia o wielkiej
miłości do Toma, o tym, że nie wyobraża sobie życia bez niego, że rozpadł się
cały jej świat i nie widzi szansy na lepsze jutro, czy też wspomnienia ich
wspólnie spędzonych chwil, które zawsze kończyły się wybuchami płaczu, to z
czasem, pod wpływem wielogodzinnych rozmów z Rosalie, wzmianki o gitarzyście
zaczęła przyjmować z większym spokojem. Z całych sił starała się zaakceptować
nową sytuację i przyjmować do siebie wizję spędzenia przyszłości w samotności.
Bo nie wyobrażała sobie, żeby ktoś inny mógł zająć jego miejsce.
Gdy
po kilku dniach włączyła swój telefon, miała dziesiątki nieodczytanych
wiadomości i setki nieodebranych połączeń. W większości były od Billa, ale
znalazło się też trochę od Davida Josta, Emmy, która była wizażystką zespołu
czy nawet… Toma. Zdziwiło ją to. Czyżby się martwił? W końcu sam zdecydował się
usunąć ją ze swojego życia, więc niby dlaczego teraz się nią interesował? Miał
przecież swoje nowe szczęście. A ona była już tylko wspomnieniem. Przeszłością,
o której kiedyś może wcale nie będzie pamiętał…
~*~
Venise
weszła do jednej ze swoich ulubionych kawiarni, znajdującej się niedaleko plaży.
W całym Los Angeles nie mieli tak pysznych wypieków i kawy, jak właśnie tu, w
tej klimatycznej kawiarence. W wystroju przeważały odcienie bieli, beżu i
brązu, dlatego wnętrze zachęcało swoim spokojem i ciepłem. Cichy dźwięk dzwonka
rozbrzmiał po całym lokalu, gdy zamknęła za sobą drzwi. Posłała mijanej przez
siebie kelnerce ciepły uśmiech, gdy powolnymi krokami zbliżała się do swojego
ulubionego stolika, na samym końcu pomieszczenia. Na szczęście był wolny.
Ściągnęła z siebie płaszcz i powiesiła ją na oparciu fotela, następnie w nim
siadając.
Obok
niej prawie natychmiast pojawiła się mijana wcześniej kelnerka.
-
Proszę bardzo.- dziewczyna wręczyła Venise menu i posłała jej ciepły uśmiech.-
W dniu dzisiejszym polecamy zwłaszcza tiramisu.
-
Dziękuję, ale czekam na kogoś.- odpowiedziała blondynka i odwzajemniła
uśmiech.- Złożę zamówienie razem ze znajomym.
-
Oczywiście, nie ma problemu. W takim razie zostawię jeszcze drugą kartę.-
dodała i po położeniu menu, oddaliła się w kierunku baru.
Venise
westchnęła cicho i odruchowo zerkała na drzwi kawiarni za każdym razem, gdy po
lokalu rozlegał się dźwięk dzwonka. Bill jak zwykle się spóźniał, ale po ponad
2 latach znajomości, zdążyła się już do tego przyzwyczaić. Szczerze mówiąc, nie
miała jeszcze wystarczająco dużo siły, żeby rozmawiać o Tomie z kimś innym niż
z Rosalie. Przy niej spokojnie mogła okazywać swoje słabości, łzy i prawdziwe
uczucia. A wiedziała, że Bill, mimo swoich obietnic, nie wytrzyma, by nie zadać
jej kilku trudnych pytań, na które nadal nie znała odpowiedzi. Jednak, gdy
tylko oddzwoniła do blondyna, nie potrafiła odmówić mu spotkania, słysząc jego
zmartwiony głos. Znali się już dość długo i właściwie od pierwszego dnia
znajomości świetnie się dogadywali. Od razu znaleźli wspólne tematy do rozmowy
i chętnie spędzali wolny czas w swoim towarzystwie. Także w kwestiach
związanych z zespołem szybko dochodzili do kompromisu. Mimo, że Bill często
miał inne pomysły niż pozostali członkowie zespołu, a nawet inne zdanie niż
Venise, to wielokrotnie udawało jej się przekonać go do swoich racji. I nawet
nie zauważyli, kiedy ich relacja przerodziła się w przyjaźń. Stali się sobie
bardzo bliscy, a jej związek z Tomem, tylko umocnił ich więź. Jednak to nie
zmieniało faktu, że Bill był bratem gitarzysty i w zaistniałej sytuacji rozmowa
o starszym bliźniaku nie była dla niej zbyt komfortowa. Chociaż wiedziała, że
może liczyć na wokalistę i jego wsparcie, to zdawała sobie również sprawę z
tego, że cokolwiek by się nie działo, Bill zawsze będzie stał murem za Tomem.
Cichy
dźwięk dzwonka wyrwał ją z zamyślenia i instynktownie uniosła głowę, patrząc w stronę
drzwi. Wysoki blondyn w ciemnych okularach i z dobrze jej znaną torbą od Louisa
Vuitton podążał w jej kierunku. Posłała mu ciepły uśmiech, bo jego widok
naprawdę ją ucieszył, a on natychmiast odwzajemnił ten gest i usiadł
naprzeciwko niej, ściągając okulary.
-
Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się o ciebie martwiłem. Nigdy więcej tak nie
znikaj.- przemówił cicho. W jego głosie oprócz smutku, dało się wyczuć także
nutkę zawodu.
-
Przepraszam…- wyszeptała, spuszczając wzrok.- Musiałam przemyśleć parę spraw i
przynajmniej spróbować uporać się z ostatnimi wydarzeniami. Potrzebowałam na to
trochę czasu.
-
Mogłaś mnie chociaż uprzedzić. Wszyscy odchodziliśmy od zmysłów.- odpowiedział
z lekkim wyrzutem.- Dobrze, że chociaż Jostowi napisałaś, że bierzesz urlop. To
nas odrobinę uspokoiło. Ale wiesz… nawet on dzwonił po kilka razy dziennie z
pytaniami co się stało i czy mamy od ciebie jakieś wiadomości.
-
To miłe, że jeszcze jest ktoś, kto się o mnie martwi…- spojrzała mu w oczy i
posłała ciepły uśmiech.
Bill
chciał już coś powiedzieć, ale w tym samym momencie podeszła kelnerka z
pytaniem, czy może zebrać ich zamówienie. Otworzyli więc karty i szybko wybrali
dwie karmelowe latte macchiato. Gdy tylko pracownica kawiarni oddaliła się od
ich stolika, blondyn natychmiast kontynuował rozmowę.
-
Wszyscy się o ciebie martwimy! Nawet Tom odchodził od zmysłów…- powiedział
cicho, a z ust Venise natychmiast zniknął uśmiech. Obawiał się jej reakcji, ale
nie mógł przecież zataić przed nią tego faktu. Powinna wiedzieć, że mimo
wszystko nadal nie jest mu obojętna.- Szukaliśmy cię obaj. Objechaliśmy
wszystkie miejsca, w których mogłaś być. Codziennie jeździliśmy do Rosalie, ale
nigdy nie mogliśmy jej zastać.- dodał, robiąc krótką pauzę, którą natychmiast
wykorzystała.
-
Rose właściwie wprowadziła się do mnie na te kilka dni. Jej obecność bardzo mi
pomagała.
-
Tak właśnie myśleliśmy, że jest z tobą. Tom był wściekły, że nigdy nie zapisał
jej numeru. Miał do siebie o to ogromne pretensje.
Venise
zastanawiała się, po co jej to wszystko mówi. Czy naprawdę nie rozumiał, że
takie wiadomości w niczym jej nie pomagają? Tylko rozbudzają niepotrzebną
nadzieję, że może jeszcze wszystko się ułoży. A przecież nie było już na to żadnych
szans. W końcu to z inicjatywy Toma wszystko się zakończyło. A gdyby mu na niej
zależało, to ich historia trwałaby nadal. Wzięła głęboki oddech i spojrzała
przyjacielowi prosto w oczy.
-
Bill, nie dawaj mi nadziei, której już po prostu nie ma.- powiedziała szeptem,
a w jej oczach zaszkliły się łzy. Natychmiast odwróciła głowę w stronę okna,
udając, że przygląda się przechodniom. Nie chciała się rozpłakać. I nie
chciała, żeby przyjaciel wyczytał z jej oczu więcej niż powinien.
Na
moment zapadła niewygodna cisza. W międzyczasie kelnerka przyniosła ich
zamówienie, co na chwilę rozluźniło sytuację. Blondyn szukał w głowie
odpowiednich słów, ale za każdym razem, gdy otwierał usta, żeby coś powiedzieć,
rozmyślał się. Widział jak bardzo jest jej ciężko. W ciągu ostatnich 2 lat,
każdego dnia mógł obserwować jak bardzo kochała jego brata. Codziennie dawała
Tomowi dowody swojej miłości. I chociaż nie robiła nic szczególnego, było to
widać w każdym geście, w każdym spojrzeniu, w każdym uśmiechu, który mu
posyłała. Byli dla siebie wszystkim. I choć żadne z nich nie było idealne, to
mieli siebie, więc wszystkie ideały przestały się liczyć…
-
Od zawsze wiedziałem, że mój brat jest idiotą.- przemówił w końcu, ujmując dłoń
dziewczyny w swoją.- I codziennie powtarzam mu, że popełnił największy błąd
swojego życia, ale nie po…
-
Przestań, proszę.- Venise przerwała mu w pół słowa czując, że za chwilę całkiem
się rozsypie. Łzy zbierały się w jej oczach, a ona robiła wszystko, żeby tylko
nie spłynęły wraz z makijażem po policzkach.
-
Wiem, że nie chcesz tego słuchać.- głos Billa był wyjątkowo spokojny i pewny.- Ale
chcę też, żebyś wiedziała jak jest. Nie możesz udawać, że nic się nie wydarzyło
i wszystko jest w porządku.- zrobił krótką pauzę i wziął głęboki oddech.- A ja
nie mogę też ukrywać, że Toma to w ogóle nie ruszyło. Mam wrażenie, że jeszcze
nigdy nie był tak zagubiony jak teraz.
-
To go wcale nie usprawiedliwia.- odpowiedziała, nieco głośniej niż zamierzała.
Kilka osób siedzących w pobliżu odwróciło na nią swój wzrok. Natychmiast
ściszyła ton głosu.- I nie broń go, choć wiem, że cokolwiek by nie zrobił,
zawsze będziesz po jego stronie. Ale to była tylko i wyłącznie jego decyzja.
Wybierając inną postanowił za nas oboje.
-
Wcale nie jestem po niczyjej stronie!- oburzył się, marszcząc brwi.- Owszem,
Tom to mój brat, ale ty jesteś moją przyjaciółką. I choć łączą nas różne więzi,
to nie chcę rezygnować z żadnej z nich, rozumiesz? Dla mnie nic się nie
zmieniło.- powiedział cicho, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.- Ej,
nie płacz głuptasie!- rzucił szybko, nachylając się, żeby zetrzeć mokry ślad z
jej twarzy.- Wiem, że jest ciężko i trudno będzie ci się z tym wszystkim
uporać, bo pod tym względem jesteśmy identyczni. Ale pomogę ci to wszystko
przejść. Nigdy nie zostaniesz sama, zapamiętaj to.
-
Dziękuję.- szepnęła, obdarzając go pełnym wzruszenia uśmiechem.- Nawet nie
wiesz jak bardzo cieszę się, że cię mam.
-
Zawsze do usług.- zaśmiał się, czując, że sytuacja jest już opanowana.
-
A mogę zadać ci jedno pytanie?- spytała nagle, trochę niepewnie. Nie wiedziała
dlaczego, ale poczuła potrzebę dowiedzenia się od Billa jednej, ale istotnej
dla niej rzeczy.
-
A ja będę mógł później zadać jedno tobie?
-
Dobrze, niech tak będzie.- odpowiedziała, siląc się na spokojny ton, ale głos
jej zadrżał.- Powiesz mi jaka… jaka ona jest?
-
Alexis?- zdziwił się skąd to nagłe zainteresowanie jej osobą. Venise tylko
kiwnęła głową. Nie wiedziała, jak nowa dziewczyna Toma ma na imię, ale
podświadomie czuła, że to właśnie o nią chodzi.- Ale po co chcesz to wiedzieć?-
spytał, a gdy nie uzyskał odpowiedzi, a jedynie wzruszenie ramionami,
postanowił jej powiedzieć.- Jest twoim przeciwieństwem. Generalnie jest bardzo
głośna, pewna siebie i wszędzie jej pełno. Mam wrażenie, że za chwilę otworzę
lodówkę, a ona z niej wyskoczy. Ma milion szalonych pomysłów na minutę i bez
przerwy naciąga Toma na drogie prezenty. Ale najbardziej denerwuje mnie to, że
panoszy się po naszym domu, jakby była u siebie! Zero skrępowania!
-
Wprowadziła się?- spytała zlękniona. Nie spodziewała się, że tak szybko ktoś
mógłby zająć jej miejsce.
-
Nie, nie, nic z tych rzeczy.- Bill zaprzeczył natychmiast. Wzdrygnął się przy
tym nawet, jakby miała to być najgorsza rzecz w życiu, jaka mogłaby go spotkać.-
Niestety dość często u nas przebywa. I tak bardzo mnie irytuje, że jeszcze
chwila, a złamię obietnicę daną Tomowi i przestanę być dla niej miły.
Dziewczyna
zaśmiała się cicho. Fakt, że jej przyjaciel nie przepadał za nową dziewczyną
brata, a wręcz drażniła go jej obecność, podniósł ją na duchu. Widać nie tylko
ona nie darzyła jej sympatią. Bill widząc jej uśmiech, odwzajemnił gest.
Cieszył się, że choć w minimalnym stopniu udało mu się poprawić jej humor.
-
No dobra, to teraz twoja kolej.- powiedziała Ven, chcąc dotrzymać danego słowa.
-
Nie wiem czy to odpowiedni moment, ale…- Bill zawahał się przez chwilę, nie
chcąc psuć dobrego nastroju przyjaciółki. Jednak wiedział, że na to pytanie,
nigdy nie będzie dobrej chwili.- Chciałem po prostu zapytać się jak się z tym
wszystkim czujesz i jak to znosisz?
Spodziewała
się takiego pytania, lecz nie odpowiedziała mu od razu. Najpierw spojrzała w
okno, jakby szukając jakiejś pomocy. Następnie wzięła głęboki oddech i
zdecydowała się znaleźć odpowiednie słowa, które w jakimkolwiek stopniu mogłyby
wyrazić jej uczucia. A na końcu zatrzymała swój wzrok na przyjacielu, a jej
przygaszone spojrzenie zdawało się wyrażać więcej, niż mogła to wyznać
jakąkolwiek wypowiedzią.
-
Czuję się jakby ktoś wyprał mnie z wszelkich uczuć. Jakby zabrał mi serce i
zabronił oddychać. A najgorsza jest ta cholerna bezsilność, że mimo szczerych
chęci nie mogę zrobić nic, by było jak dawniej…
~*~
Spotkanie
z Billem okazało się strzałem w dziesiątkę. Mimo, że nie obyło się bez łez, to
Venise doszła do wniosku, że im więcej rozmawia o Tomie, tym łatwiej jej
pogodzić się z obecną sytuacją. Powoli zaczynała się do niej nawet
przyzwyczajać, choć i tak wciąż cierpiała. W końcu nie mogła tak z dnia na
dzień wymazać wszystkich swoich wspomnień i uczuć. Jednak od dawna walczyła ze
swoimi słabościami, a teraz zmieniła się tylko ich hierarchia - jej największą
słabością miał być on. Ale, co napawało
optymizmem wszystkich jej przyjaciół, wstąpiły w nią nowe siły, a wiara, że
nauczy się żyć obok niego, z dnia na dzień była coraz większa. Przede wszystkim
ucieszyło to chyba Davida Josta, który na wieść, że Ven postanowiła wrócić do
pracy, prawie skakał z radości.
Ten
dzień miał być jej „być albo nie być”. Miała spotkać Toma po raz pierwszy od
dnia, w którym spakowała walizkę i wyprowadziła się z ich wspólnego mieszkania.
Nie wiedziała, czy jest na to gotowa, ale nie mogła odkładać tego w
nieskończoność. Zwłaszcza, że musiała kontynuować pracę nad promocją ich
najnowszego albumu. Jednego była pewna – nie może pozwolić, by prywatne sprawy
jej i Toma zrujnowały kilkuletnią pracę wielu ludzi. Dlatego wcześnie podniosła
się z łóżka, wzięła poranny prysznic i dokładnie wysuszyła włosy. Włożyła na
siebie ulubioną sukienkę, którą na szczęście spakowała do walizki, a następnie
wykonała staranny makijaż i idealnie wyprostowała swoje półdługie, blond włosy.
W międzyczasie zamówiła jeszcze taksówkę. Chociaż miała zrobione prawo jazdy,
nigdy nie miała czasu, żeby kupić sobie samochód. Właściwie do tej pory nie był
jej potrzebny, bo wszędzie woził ją Tom. Ewentualnie, gdy nie miał czasu jej
podwieźć, pożyczała sobie jedno z jego aut stojących w garażu. Teraz jednak obiecała
sobie, że zakup samochodu będzie jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobi w nowym
życiu.
Gdy
przeglądała się w lustrze, by podziwiać końcowy efekt, była bardzo zadowolona.
Najbardziej cieszył ją fakt, że opuchlizna z powiek, spowodowana wieloma wylanymi
łzami, już zeszła i znowu wyglądała normalnie. Uśmiechnęła się do swojego
odbicia, wzięła do ręki torebkę i wyszła z hotelowego pokoju. Szybko przywołała
windę i po chwili stała już przed budynkiem. Słońce mocno świeciło, wprawiając
blondynkę w jeszcze lepszy nastrój. W końcu przy takiej pogodzie nie można mieć
złego dnia. Założyła okulary przeciwsłoneczne i wsiadła do taksówki, która
właśnie podjechała. Gdy tylko podała adres, pod który mają jechać, po wnętrzu
samochodu rozniósł się dźwięk jej telefonu.
-
Halo, halo?- odebrała uradowana, widząc na wyświetlaczu imię swojej
przyjaciółki.
-
Ven! Jak to dobrze słyszeć cię w tak znakomitym humorze!- entuzjastyczny głos
Rose wypłynął z komórki.
-
Sama się sobie dziwię, ale naprawdę jestem pozytywnie nastawiona.- zaśmiała
się, dodając nieco poważniej.- Mam tylko nadzieję, że pewna osoba mi tego nie
zepsuje.
-
Przestań martwić się na zapas. Będzie dobrze, nie może być inaczej!-
odpowiedziała szatynka.
-
Masz rację, dam sobie radę. Muszę być silna. Muszę udowodnić mu, że i bez niego
świetnie sobie radzę.
-
Nie Ven. Jedyną osobą, której musisz to udowodnić, jesteś ty sama. Jemu
naprawdę niczego nie musisz już udowadniać.- sprostowała Rosalie.
-
Wiesz co? Jesteś najlepszą przyjaciółką pod słońcem!- odpowiedziała Venise, a w
jej głosie znowu dało się usłyszeć radość.- A teraz muszę kończyć, bo jadę już
do studia. Odezwę się po pracy.
-
Dobrze kochana, czekam na telefon. I mocno trzymam kciuki!- po tych słowach
obie przyjaciółki zakończyły połączenie.
Do
studia weszła punktualnie o 10. Z salonu, w którym odbywały się wszystkie
spotkania zespołu, dochodziły głośne śmiechy. Serce zabiło jej mocniej, a puls
gwałtownie wzrósł, ale wzięła głęboki oddech i z niepewnym uśmiechem na ustach
wkroczyła do pomieszczenia.
-
O Ven, jesteś wreszcie!- krzyknął Bill i podszedł do niej, przytulając ją na
przywitanie. Posłał blondynce szeroki uśmiech, który dał jej więcej wsparcia,
niż tysiąc słów.
-
Czeeeść mała!- usłyszała i po chwili zniknęła w objęciach silnych, męskich
ramion.
-
Witaj Georg.- zaśmiała się cicho, odwzajemniając przyjacielski uścisk.
-
Dobrze cię widzieć.- basista puścił jej oczko i przesunął się w bok, robiąc
miejsce przyjacielowi.
-
Was również.- odpowiedziała Venise, witając się z Gustavem.- Kiedy
przylecieliście?
-
Wczoraj wieczorem.- odezwał się perkusista, powstrzymując ziewnięcie.
-
Mam nadzieję, że tym razem zostaniecie trochę dłużej niż ostatnio.- blondynka
posłała im wesoły uśmiech.
-
Mamy trochę pracy, więc nie pozwolimy im szybko wyjechać.- zaśmiał się Jost,
robiąc przerwę w przeglądaniu jakiś papierów.- Cieszę się, że wróciłaś. Bez
ciebie nie dałbym sobie rady z tym wszystkim.
-
Daj spokój David, nie ma ludzi niezastąpionych.- odpowiedziała i odruchowo
spojrzała na gitarzystę. Nie mogła udawać, że go nie ma. I nie chciała
wprowadzać napiętej atmosfery. Byli dorośli, więc musieli zachować się jak na
dorosłych przystało.- Cześć Tom.
Do
tej pory gitarzysta stał z boku i nie odzywał się ani słowem. Obserwował tylko
jak jego brat i przyjaciele obejmują Venise i posyłają jej szerokie uśmiechy,
które ona odwzajemniała. Poczuł dziwny ścisk w żołądku. Jeszcze jakiś czas temu
on też mógł mieć ją w swoich ramionach. To on jako pierwszy widział jej uśmiech
tuż po przebudzeniu.
Uważnie
zlustrował jej sylwetkę, starając się zauważyć każdy, nawet najmniejszy
szczegół. Jego największą uwagę przykuła niebieska sukienka. Doskonale pamiętał
jak razem kupowali ją w sklepie.
- Tom, która lepsza?-
blondynka podeszła do niego z dwiema sukienkami, które na zmianę przykładała do
swojego ciała.
- Ven, przecież wiesz, że
tobie jest ładnie we wszystkim. Wybierz, którą chcesz.
- Ale kiedy ja nie umiem
się zdecydować. Niebieska?- przyłożyła do siebie wieszak z sukienką.- Czy
czerwona?- zabrała od siebie pierwszą sukienkę i przysunęła drugą.- No nie bądź
taki, pomóóóż mi.
- Skarbie, jak ty jęczysz.-
wywrócił oczami, śmiejąc się przy tym cicho.- Przymierz obie, to wtedy ocenię.-
dziewczyna, wyraźnie uradowana, przesłała mu buziaka w powietrzu i ruszyli w
stronę przymierzalni.- Ale zacznij od niebieskiej!- dodał, nim zdążyła zniknąć
mu z oczu.
Rozsiadł się wygodnie na
kanapie i czekał. Obok niego siedział mężczyzna, mniej więcej w jego wieku,
obładowany różnokolorowymi torebkami. Spojrzeli się na siebie i uśmiechnęli
porozumiewawczo. I tylko jedna myśl przychodziła mu w tej chwili do głowy: „ach
te kobiety”.
- Tom, mógłbyś mi pomóc?-
dziewczyna wyjrzała zza zasłony, uśmiechając się w jego stronę. Od razu
podniósł się z kanapy i wszedł do jej kabiny.- Nie mogę poradzić sobie z tym
suwakiem.- zerknęła w lustro, prosto w jego oczy i dłońmi zebrała włosy z
pleców, żeby mu nie przeszkadzały.
Mężczyzna uśmiechnął się
szelmowsko i bardzo powoli zaczął zasuwać sukienkę, jednocześnie składając na
szyi blondynki delikatne pocałunki. Zaśmiała się cicho i subtelnie odchyliła
głowę, przymykając powieki. Otworzyła je dopiero wtedy, gdy poczuła jego dłonie
na swoim brzuchu i podbródek oparty na ramieniu. Spojrzała w ich lustrzane
odbicie, uśmiechając się szeroko.
- Zdecydowanie podobasz mi
się w tym kolorze.- szepnął wprost do jej ucha.
- Czyli jednak niebieska?
Jesteś pewny?
- Mogę pokazać ci jak
bardzo...- odpowiedział łobuzersko i momentalnie przyparł ją do ścianki
przymierzalni. Zbliżył usta do jej szyi i czule muskał jej skórę. Dłonie
przesuwał wzdłuż bioder, kreśląc palcami różne kształty.
- Tom!- skarciła go, ale
nikły uśmiech zawitał na jej twarzy.- Jesteśmy w sklepie! Czy naprawdę nie
możesz wytrzymać tych kilku godzin?
- Daj mi tylko minutkę… No
może dwie.- odpowiedział po chwili zastanowienia i czule zatopił się w jej
ustach.
- Mhm, no dobrze.- wyszeptała
między pocałunkami, więcej już nie protestując.- I niech będzie niebieska…
Zacisnął
dłonie w pięści i schował je w kieszenie swoich spodni, wbijając wzrok w
podłogę. Był zły na siebie, że znowu rozpamiętywał przeszłość. Przecież sam wybrał
inną drogę, w której niestety zabrakło miejsca dla Ven. Widocznie jednak nawet
on musiał się z tym po prostu uporać. Nie chciał tylko, by któryś z przyjaciół,
bądź co gorsza Bill, zauważył, że nadal ciężko znieść mu obecną sytuację.
Wiedział, co go wtedy czeka. W myślach już słyszał wszystkie umoralniające
gadki, które wygłaszaliby jeden przez drugiego. A on przecież był pewny swojej
decyzji. Obecności Venise brakowało mu tylko z przyzwyczajenia. Na pewno było
to tylko przyzwyczajenie…
Gdy
usłyszał jej cichy głos, natychmiast uniósł głowę. Ich spojrzenia, na krótką
chwilę, spotkały się ze sobą. Nie minęła jednak nawet sekunda, a Venise
odwróciła wzrok, przygryzając wargę. Nerwowo machała rzęsami, a jej klatka
piersiowa unosiła się znacznie częściej, pod wpływem przyśpieszonego oddechu.
Denerwowała się, już to wiedział. W końcu znał ją jak nikt inny.
-
Witaj Ven. Dobrze, że jesteś...
Odcinek świetny! Bardzo podobała mi się ta scena z niebieską sukienką :) Te wspomnienia ubarwiają fabułę i czynią te opowiadanie jeszcze ciekawszym :D (przez chwilę nie wiedziałam kto to "Blondyn", zajęło mi to chwilę , zanim się zorientowałam, nie wiem dlaczego, ale Bill zawsze mi się kojarzy z ciemnymi włosami :D ) No i trzymam kciuki za wenę, z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek, bo jestem bardzo ciekawa, jak skończy się to spotkanie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMagia tu dzieje się magia, którą polubiłam od samego początku. Dobrze, że Ven ma taką przyjaciółkę jak Rose i takiego przyjaciela jak Billa. Dodają jej otuchy i wspierają jak tylko się da a to najważniejsze w przyjaźni przecież ! Widać, ze dziewczyna za nim nadal tęskni i ma nadzieje na cokolwiek. Natomiast Tom hmm chyba sam musi dojsć do tego, iż zrobił błąd odrzucając Ven a biorąc Alexis i oby doszedł jak najszybciej !
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny odcinek pozdrawiam i życzę weny :*
Ach ten Tom... Zachował się jak gówniarz, a nie dorosły mężczyzna. Chociaż u facetów to typowe ;) Oni dorastają o wiele później, nie raz za późno. Myślę, że tak też jest w jego przypadku. Odrzucił prawdopodobnie miłość swojego życia dla jakiejś rozwrzeszczanej "chwilówki" (mam nadzieję, że to tylko chwilowe zauroczenie). A teraz oboje muszą zmagać się z jego głupią decyzją. Tylko mu nakopać do tego zgrabnego tyłka :P
OdpowiedzUsuńCholernie trudno jest przebywać z facetem, którego kochałaś, a który Cię zranił w jednym pomieszczeniu. Dzielić z nim jakiś ułamek, bądź dość dużo ułamków w swoim życiu. Dlatego podziwiam Ven. Za jej siłę, determinację, zachowanie. Po prostu ją podziwiam. Bo wiem, że mi byłoby o wiele trudniej utrzymać emocje na wodzy niż jej ..
OdpowiedzUsuńPrzyzwyczajenie? pff. Mężczyźni rzeczywiście są czasem idiotami. Ich mózgi chyba wolniej pracują, czasem w ogóle są w trybie "off". Ale ja nie o tym miałam pisać. Jeśli Tom pragnie tak sobie tłumaczyć zaistniałą sytuację, to już jego sprawa i jego problem, tylko jest jeden myk : jestem kobietą, mój mózg pracuje szybciej, i już teraz jestem praktycznie stu procentowo pewna, że nasz kochany gitarzysta w ogóle nie jest świadomy tego co mówi / myśli / w co wierzy. Jeszcze będzie załował i płakał, oj będzie ...
Pozdrawiam, życzę weny :*!
KBill
Wpadam tylko na chwilkę, by zaprosić Cię do mnie na nowy - 17 rozdział,
UsuńI zapytać, kiedy możemy liczyc u Ciebie na nowość? wiem, że nie powinno się zadnego autora pospieszać, i nie chce tego robic, lecz po prostu jestem ciekawa kolejnych losów Vien i juz na miejscu nie mogę usiedzieć, no :D
Pozdrawiam serdecznie,
KBill
world-of-kbill.blog.pl
Hej kochana, wiem, że pisarzy nie należy pospieszać aczkolwiek - gdzie jesteś? stęskniłam się za tym opowiadaniem ! :)
UsuńPozdrawiam, KBill
Twoje opowiadanie znalazłam niedawno. Wczoraj się za nie zabrałam, a dzisiaj doczytałam powyższy odcinek i muszę przyznać, że chylę ci czoła, bo piszesz świetnie.
OdpowiedzUsuńTematyka jest niezwykle interesująca i aktualna, bo bądź co bądź takie sytuacje zdarzają się dość często. Nawet nie wyobrażam sobie jak twojej bohaterce musi być niezwykle ciężko widzieć codziennie w pracy człowieka, którego kocha, ale znosi to dzielnie. I mimo że jest rozbita nie rozkleja się. Stara się być twarda i normalnie funkcjonować, jak sama to powiedziała, zacząć od nowa.
Z kolei Tom mnie zaskakuje. Wraca do domu po pijaku, niechcący wyjawia kobiecie, z którą jest w związku od dwóch lat, że kogoś poznał, po czym budzi się rano i żałuje. Nie powinien dziwić się Ven, że nie chciała z nim rozmawiać. To zawsze boli. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że pomimo tego, iż zrobił głupotę, przekonuje sam siebie, że to wcale nie tak, że jego nastrój jest chwilowy, tego właśnie chciał i właśnie może cieszyć się Alexis. Ale nigdy do tego nie dojdzie, bo to była ulotna fanaberia. Nie jej potrzebuje a Venise.
Bill jest tutaj taki pozytywny :) Wydawać by się mogło, że kiedy jego brat zerwie z Vanise to i on solidarnie nie będzie utrzymywał z nią kontaktu, a tu proszę! Martwi się o nią, prosi o spotkanie, próbuje załagodzić całą sytuację. Jest tu niczym anioł i mam nadzieję, że takim aniołem pozostanie, bo dzięki temu mógłby ponownie połączyć tych dwoje...
Dziękuję za te magiczne chwile spędzone sam na sam z tą cudowną historią, dobrze jest czasem oderwać się od świata.
Ściskam i czekam na ciąg dalszy!
Ten odcinek tylko przypomniał mi jak bardzo sama tęsknię po rozstaniu. I choć nie płakałam i nie miałam szans na chwilę spokoju to w gruncie rzeczy czułam się podobnie.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem co dalej...
Biedna. nie wiem co bym zrobiła na jej miejscu; kochać kogoś i przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, wiedząc, że juz nie jest twój.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że bardzo ciekawie piszesz. Wszystko jest jasne, proste, nie skomplikowane dla czytelnika. Podoba mi się. aż sobie dodam do zakładek i będę wpadać częściej :* Do zobaczenia.
www.cupid-arrow.blog.pl
Witaj. Otrzymałaś nominację do nagrody Liebster Award. Więcej informacji na www.cupid-arrow.blog.pl/2015/04/21/liebster-award/
OdpowiedzUsuńWitaj. Otrzymałaś/eś nominację do nagrody Liebster Award. Więcej informacji znajdziesz:
OdpowiedzUsuńhttp://365-dni-grzechu.blogspot.com/2015/04/dziekuje-za-nominacje.html
Może zacznę od tego, że Bill to naprawdę przyjaciel jakich mało? Aż pozazdrościć bohaterce takiego oparcia, współczucia, zmartwienia. Od razu zauważyłam, że Bill w Twoim wydaniu musi być bardzo uczuciowym i ciepłym człowiekiem, bardzo przeżywa rozstanie brata i przyjaciółki. Sądzę, że jeżeli nadarzy się okazja ratowania ich związku to młodszy z bliźniaków pierwszy się tego podejmie ;). Widać, że chociaż jeden z Kaulitzów jest dojrzałym emocjonalnie facetem, a nie rozkapryszonym, szukającym przygód gówniarzem.
OdpowiedzUsuńWspominałam w poprzednim komentarzu, że Ven to dzielna, silna kobieta. Ale naprawdę, po tym rozdziale śmiało stwierdzam, że podziwiam ją w pełni. Jej determinacja, upór, siła woli coś niesamowitego i dla większości z nas po części nieosiągalne. Nie wiem czy podołałabym pracować wraz z mężczyzną, który zadał mi taki ból. Za duże przywiązanie, za wiele wspomnień, za świeże rany... Za ogromna miłość.
Tak jak podejrzewałam, szanownego pana Kaulitza zaczyna zżerać sumienie? Pojawiają się obawy, wracają wspomnienia, ból i samotność tak naprawdę dają właśnie o sobie znać? Mimo, że są przyjaciele, Bill, Alexis to Tom bez Ven jest... jak zagubiony, mały chłopiec, którego oczy ukazują bezradność. A tym bardziej będzie cierpiał, gdy uświadomi sobie, że Venci znów się pozbierała, wstała, walczy o każdy dzień, o każdą minutę szczęścia, z nim czy bez niego...
No cóż Scandalous mogę więcej napisać? Wciągnęła mnie Twoja historia i mam nadzieję, że zdecydujesz się wrócić i ją kontynuował ;). Pozdrawiam ;*
Piękny odcinek :* Kiedy wracasz? :)
OdpowiedzUsuńTom zachowuje się trochę jak mały chłopiec - chciałby tego, ale może i tego. Myślę, że powinien być już na tyle dojrzały, by być pewnym swoich decyzji. Być może skok w bok był tylko skokiem w bok, a nie sposobem na życie. Wygląda na to, że Tom pomyślał niestety inną częścią ciała, niż powinien. Rozstał się z Venise, ponieważ miał taki kaprys. Chyba nie przewidział, że jednak jego miejsce jest u jej boku, a nie jakiejś tam Alexis, która głównie lubi jego pieniądze. Smutne, jak ludziom zdarza się pogubić w życiu.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko podobają mi się urywki ich wspólnych wspomnień, momentami są naprawdę rozczulające i bardzo urocze. Bill jest bardzo pozytywną postacią (zazwyczaj go nie lubię), co mi się podoba.
Odnoszę wrażenie, że nasze drogi kiedyś się skrzyżowały. Na długi czas odeszłam z FFTH, znów wróciłam. Mam nadzieję, że Ty również tutaj wrócisz, w każdym razie z miłą chęcią przeczytam kolejny rozdział.